Podczas naszych ostatnich kilku dni w Bear, przekonaliśmy się do dwóch rzeczy, „a mianowicie: Jest to prawdziwy raj na ziemi do uprawiania freestylowo snowboardu i dwa, że postraszeni kiepskim zimami przyjechaliśmy minimum 2 tygodnie za wcześnie. Lokalesi to potwierdzają, mówiąc, że zwykle najlepszy czas zaczyna się na przełomie lutego i marca.
Pod koniec Naszego pobytu pogoda zaczęła być dokładnie taka jak liczyliśmy, że będzie cały czas. Czyli słońecznie i ciepło (Pod koniec aż za bardzo). A przede wszystkim, park z dnia na dzień robił się coraz lepszy (Szczególnie jibbowo), pod koniec było już naprawdę nieziemsko. Wisienką na torcie było wsadzenie na nasz ostatni dzień 30 metrowego prostego raila (100ft straight rail, czyli można powiedzieć ich parkowa maskotka). Na którym odbył się konkurs, gdzie za przejechanie całości jako pierwsza osoba od 12tej w południe można było wygrać sezonowy karnet na przyszły rok! Mierzenie się z takim railem to chyba jedna z lepszych rzeczy jakie miałem okazję próbować na desce do tej pory i bardzo żałuję, że mieliśmy tylko jeden dzień prób, bo zjechanie go w całości musi być mega przeżyciem.
Ktoś koniecznie powinien spróbować kiedyś stworzyć jam na takiej ogromnej rurze w naszym pięknym kraju! (GO PARK PIRATES!). Licząc na szybko pod koniec pobytu po drodze z góry na dół można było zaliczyć około 20 przeszkód jibbowych (nie licząc kickerów i innych śnieżnych atrakcji!) A to tylko jedna opcja linii z wielu, także trzeba przyznać – bardzo sympatycznie.
Do tego park jest na bieżąco modyfikowany, więc szansę na to, że park się Nam po prostu znudzi są raczej zerowe. Do tej pory nie pisałem z kim na tym wszystkim przyjdzie nam się bawić. Przez cały nasz pobyt przewinęło się tyle wyjadaczy, że nie sposób nawet wszystkich wymienić. Wymieniając z grubsza mieliśmy okazję widzieć w akcji takich Panów jak Scott Stevens, Joe sexton, Spencer Shubert, Marcus Kleveland (i jeszcze kilku ziomków z Air nad Style, które odbywało się w tym czasie w Los Angeles), Justin Fronius, Lenny Mazzotti, Johnny Miller, Jordan Small czy Scotty Vine. Przewinał się też na dole kilka razy Pan Lucas Magoon, czyli już raczej legendarny locales. Niestety w akcji Sam Go osobiście nie widziałem, czego trochę żałuję. Liczyłem też, że pokaże się inna miejscowa legenda, czyli Chris Bradshaw ale on bawił w tym czasie w Japonii z ekipą Jus liv. Na pewno było wiele innych nazwisk z topu powiedzmy bardziej undergroundowego, których raczej ciężko skojarzyć na pierwszy rzut oka (Pewnie chodzące encyklopedie snowboardowe jak Panowie Agnieszczak i Szkaradek wyłowili by tutaj dużo więcej ale niestety ich z nami nie było, pozdro Panowie!) Widać to było po skillach i listach sponsorów wyklejonych na deskach.
Foto: Roger Wanke
Co do poziomu jazdy w parku Mi osobiście najbardziej rzucało się w oczy to, że prawie wszyscy tam potrafią dobrze i stylowo skakać. Widać że w USA jeździ się wszystko. Patrząc po tym jak wyglądają u nich snowparki w ogóle mnie to nie dziwi. Kickery mają super kąty i są w każdym rozmiarze. Nawet jeśli interesują nas tylko jibby to kilka po drodze trzeba zawsze zaliczyć, no chyba że ktoś woli je omijać i sobie robić puste przejazdy w lajnie. Tak było w Bear ale z tego co wiem, tak to po prostu tutaj wygląda (Mówię o większych resortowych parkach).
Bardzo fajnym zwyczajem tutaj jest propsowanie sklejonych tricków z wyciągu, które nawet nie są jakimś bangerami. Ot po prostu, skleileś coś nawet często prostszego i mordki z wyciągu od razu krzyczą i gwiżdżą, oczywiście dobre maty też nie zostają bez echa :).
Słońce, ciepełko i piwka 0.33 robią na parku super klimat! W tym miejscu muszę wspomnieć o chyba jednej z ważniejszych cech tego snowparku. A mianowicie – Bear to park snowboardzistów, narciarze są tu prawie niezauważalni. Jeździ parę rodzynków ale nieliczni. W tygodniu nie ma też za bardzo postronnych użytkowników tras. Raczej wszyscy to freestylowcy (choć nie wszyscy oczywiście wybitni). To chyba to sprawia, że Bear jest takim magicznym miejscem do uprawia snowboardu. Nawet ludzie sprawdzający karnety, pracujący w barze, czy obsługujący wyciąg to ludzie młodzi i raczej na pewno w większości jeżdżący. Ta jednolitość tworzy naprawdę magiczny klimat i poczucie, że jesteśmy w naprawdę wyjątkowym miejscu.
Pisząc te słowa jestem już na wybrzeżu i gdzie stawiam swoje pierwsze kroki w świecie surfingu, temperatura dobija do prawie 30 stopni, a Ja myślami jestem ciągle w górach 200km dalej. Najbardziej zapomnieć o sobie nie chce dać 30 metrowy rail, na którego podobieństwo raczej ciężko będzie coś w Europie znaleźć i to, że brakło nam kilku dni do skompletowania naprawdę sensownego video materiału z tego świetnego miejsca.
Niedosyt spowodowany przedwczesnym przyjazdem, każe wrócić tam jak najszybszej co niestety może nie być już takie łatwe. Wyjazd z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, piękna przygoda zobaczyć i poczuć to wszystko na własnej skórze. Gdyby ktoś potrzebował więcej szczegółowych informacji np. O kosztach, czy czymkolwiek może pisać do mnie śmiało. Pozdrawiam, Ejkej.
PS. Wielkie podziękowania dla firm które wspierały mnie na tym wyjeździe i nie tylko:
www.Prosnow.pl, Stepchildsnowboards, airholefacemasks i District serwis snowboardowy