W kolejnym Shredowym wywiadzie chciał bym przedstawić Wam mega pozytywnie nakręconą osobę, mowa o Oli von Engel, która jest pomysłodawczynią na maksa zajawkowego snowboardowego projektu PrintRiders!
Więcej na temat Print Riders oraz oczywiście samej Oli dowiecie się już w poniższym wywiadzie.
1. Jak zaczęła się Twoja historia ze snowboardem…?
Moja historia ze snowboardem zaczęła się kiedy miałam 13 lat. Na nartach umiałam już wszystko, czego można nauczyć się od ojca, a zawsze ciekawiły mnie sporty ekstremalne. Szybko robiłam postępy, już piątego dnia kursu instruktor Krzysztof „Keny” Traczyk jeździł z nami na małej rurce. Niektórzy mieli trudności z dojechaniem do celu, co tu dopiero mówić o tricku.
2. Skąd pomysł na projekt Print Riders…?
Jako 21-letnia zawodniczka snowboardowa dowiedziałam się, że zachorowałam na nowotwór. Teraz to dość zabawne, ale wtedy myślałam głównie o tym, że stracę sezon, a nie, że może mi się stać „coś więcej”. Moje leczenie przebiegło dość sprawnie, ale to nie znaczy, że łatwo. Już w trakcie chemioterapii czułam, że będę chciała stworzyć coś, co pomoże innym pacjentom. Tak z połączenia moich dwóch pasji – snowboardingu i potrzeby tworzenia powstał pomysł na Print Riders.
3. Na czym polega cały projekt…?
Każdy z zawodników udostępnia mi jedną ze swoich desek snowboardowych. Może to być kompletnie zniszczona deska jak w przypadku Kuby Dytkowskiego lub sprzęt, na którym wygrali jakieś ważne zawody, np. Paulina Ligocka i Jagna Marczułajtis. Przy pomocy takiej deski tworzę tradycyjną odbitkę graficzną. Gumowym wałkiem nakładam tłustą farbę drukarską, delikatnie nakładam papier, a potem ręcznie (bez pomocy maszyny) przyciskam papier do deski z farbą. Tak powstają grafiki. Deska występuje tutaj w roli stempla. Na odbitce widać każde małe zarysowanie lub idealną powierzchnię ślizgu. Każda z prac to dosłowny pamiętnik podróży ridera, jego snowboardowe linie papilarne.
4.Z jakimi riderami udało się Tobie nawiązać współpracę przy tym zajawkowym projekcie…?
W akcji biorą udział zawodnicy z całego świata. Lista riderów, którzy tylko do tej pory wzięli udział w projekcie to: z Austrii Marco Feichtner, Holandii Cheryl Maas, Kanady Antoine Truchon, Słowenii Tim-Kevin Ravnjak, Szwajcarii Sina Candrian, Elena Koenz, Simona Meiler. Są oczywiście reprezentanci naszej polskiej sceny między innymi Kuba Dytkowski, Nikodem Franczak, Piotr Janosz, Paulina Ligocka, Jagna Marczułajtis, Wojtek Pawlusiak, Tomek Tylka, Kuba Wolak i Tomek Wolak. Nie zamierzam na tym poprzestać!!!
5. Z której deski, która trafiła do Twojej pracowni najbardziej się cieszyłaś i dla czego…?
Chyba nie mam swojej ulubionej. Bardzo cieszyłam się ze snowboardu Wojtka Pawlusiaka, bo był pierwszym zawodnikiem, który odpisał na moje wiadomości i z chęcią zgodził się wziąć udział w projekcie. Byłam też bardzo podekscytowana deskami Eleny Koenz i Siny Candrian. Niesamowicie pomocni okazali się tu instruktorzy z Zero Gravity (Hi5 Chłopaki!), którzy spotkali się w Laax z dziewczynami, odebrali od nich sprzęt i przywieźli do Polski. Musiałam się nieźle nakombinować, żeby to doszło do skutku. Niezwykła jest też deska światowej klasy freeride-owca – Marco Feichter’a. Jej ślizg przypomina powierzchnię piłki golfowej – byłam piekielnie ciekawa jak wyjdzie na papierze.
6. Czy udało się Tobie obronić dyplom projektem Print Riders…? Jak kadra z ASP podeszła do Twojej pracy…?
Gdyby nie to, że projekt Print Riders był też moją magisterską pracą dyplomową na ASP w Warszawie, to pewnie nigdy by nie powstał. Było mi bardzo trudno podjąć decyzję o rozpoczęciu. Obawiałam się, że sobie nie poradzę, że to za duże przedsięwzięcie. Nadal trochę tak uważam, ale jakoś to idzie 🙂 Zawodnicy dopisują, publika przyjęła projekt pozytywnie, cała akcja się kręci, a mi uśmiech nie schodzi z twarzy.
Obrona dyplomu była bardzo przyjemna. Profesorowie od roku widzieli mnie biegającą z deskami po budynku Akademii, więc chyba byli ciekawi, co z tego wyszło. Jednego z członków komisji uczyłam nawet raz jeździć na longboardzie, więc można powiedzieć, że szerzyłam miłość do sportów deskowych nie tylko grafikami.
7. Czy będzie ciąg dalszy Print Riders…?
Trudno mi powiedzieć, czy będzie ciąg dalszy Print Riders, bo projekt jeszcze się nie skończył. Jeśli będę miała możliwość robić coś więcej dla szerzenia współczesnej grafiki artystycznej w połączeniu ze sportami ekstremalnymi, bardzo chętnie się tym zajmę. Mam nadzieję, że będziemy pokoleniem, które między wypasionym telewizorem, a sofą z modnego sklepu powiesi na ścianie sztukę współczesną zamiast printu z ikei.
8. Czy cały projekt to tylko twoja zasługa…?
Tak i nie. Oczywiście pomysł był mój, ale przy realizacji pomagało mi kilka osób. Igor Brejdygant i Maciej Grubiak nakręcili materiał promocyjny – jest w trakcie montażu. Kacper Bartczak pomógł przy robieniu reprodukcji. Robert Drelowiec pozował do zdjęć przy odbijaniu. Ola Tubielewicz wspierała mnie od samego początku. Rozmowy z wieloma osobami dodawały mi energii i wytrwałości. Wszystkim bardzo serdecznie dziękuję. Jednak są sprawy, które jeszcze wymagają załatwienia, a czasem brakuje mi rąk do pracy i godzin w dobie. Nie ma jeszcze np. strony internetowej. Byłoby świetnie gdyby znalazły się osoby chętne do współdziałania.
9. Gdzie w najbliższym czasie wybierasz się na dechę…?
Sezon nadciąga wielkimi krokami, a ja nie mam jeszcze żadnych planów. Najbardziej lubię klimatyczne wypady na spontanie, więc pewnie przy tym pozostanę. Chętnie wpadnę do Witowa, Białki i Lublina. I marzę o włoskim słońcu w marcu!
10. Kilka słów dzięki którym zachęcisz ludzi do jazdy na snowboardzie.
Snowboarding to nie jest zwykły sport. Po pewnym czasie zaczynasz „czuć” swoją deskę
tak dobrze jak własne ciało. Po protu kiedy jeździsz – jesteś sobą. Masz wolność, prędkość, kurtkę furkoczącą od wiatru i nic więcej Ci nie trzeba. Często jazda na snowboardzie staje się tak dobrym narzędziem do wyrażania siebie, że może stać się tym najważniejszym. Wtedy to już bez deski jak bez ręki.
Zapraszam do śledzenia Print Riders na Facebooku!!!