No to jak jest z Tobą, surfujesz czy jeździsz?
To pytanie, na które każdy powinien sobie odpowiedzieć. Czy ja jeżdżę, czy surfuje? Deskorolka ma kółka, które jeżdżą po asfalcie, betonie i czymkolwiek przyjdzie Ci do głowy. Powiedziałbym więc, że na deskorolce się jeździ. Tak wiele osób mówi idę pojeździć na desce, więc to takie oczywiste, że na desce się jeździ!?
Snowboard natomiast jak każdy wie sunie po śniegu, czyli wodzie w stanie stałym. Podobnie jest w przypadku surfboardu, tam surfujemy po h2o w stanie ciekłym, która tworzy strukturę zwaną falą o niepowtarzalnym, nie do pomylenia kształcie. Ten kształt zainspirował pierwszych surferów (z Boys) do odnalezienia podobizny fali w przestrzeni miejskiej. Przyczyną takich działań jest niekontrolowana i nieokiełznana siła natury oraz nie mająca granic ludzka pasja. I tak surferzy wpadają na pomysł, że baseny, które masowo budowali i budują do tej pory ludzie w USA, przypominają swoim kształtem i krzywizną ściany falę.
Z łatwością można więc stwierdić, że matką surfingu jest surfboard, a snowboard i skateboard są jego dziećmi. Tak naprawdę nikt nie wie, jak stara jest idea surfowania. Możemy poszukać w archeologii, z której dowiemy się, że pierwsze zapisy o surfowaniu pochodzą z XVII wieku.
W rzeczywistości nie są to pierwsze zapisy, ale jedyne odnalezione. Znaczy to, że odnosząc się do archeologii, opieramy się na czymś, co jest bardzo niestabilne i chwiejne. Wiadome jest natomiast, że już dawno temu ludy plemienne po opanowaniu surfowania na długich deskach, transportując żywność, zapragnęły ujarzmić fale, a nie tylko na nich pływać. Wiadome jest też to, że służyła im do tego specjalna deska. Jedna, nie dwie (to fakty). To właśnie ta deska unosząca się na falach daje niepowtarzalne uczucie, które nazywany surfingiem.
Wszystkie różnice, które powodują, że zaczynamy coś skalować, na przykład surfing, to coś zupełnie innego niż snowboarding czy skateboarding, są one produktem fałszywego ego. Prawda jest taka, że wszystkie te dyscypliny uprawiamy na jednej desce i w bardzo zbliżonej pozycji ciała. Każdy może zauważyć to podobieństwo, ale uczucie, które doznajemy, gdy mamy tę specjalną deskę pod nogami jest nieporównywalne. Mając wyraźnie zarysowane korzenie surfingu, nie można się pomylić co do ścieżki. Choć występuje wiele podobieństw w definicji pojęcia surfing, najważniejszym z nich jest samo uczucie surfowania. To właśnie to uczucie jest kluczem do odpowiedzi, dlaczego w ogóle to robimy, i krokiem w kierunku rozwoju samego siebie, swojej świadomości.
Człowiek w dzisiejszym świecie ma problem z uświadomieniem sobie kim jest, a co dopiero uświadomić sobie, co robi. Gdyby udało mu się zrozumieć siebie, z łatwością zrozumiałby przyczyny i skutki swoich działań. To niezrozumienie siebie, brak pogodzenia się ze sobą jest przyczyną większości, jak nie wszystkich złych i niepożądanych działań oraz zachowań ludzi. Jak to się przekłada na surfing? Spora liczba osób zainspirowana pięknem, a co za tym idzie trudnością deskorolki czy snowboardu, wpada w pułapkę pragnienia doskonałości, osiągnięcia wysokich wyników, bycia ideałem.
Nieważne czego oni pragną, bo pragną czegoś, co jest złudne, fałszywe i w gruncie rzeczy nie istnieje i nigdy nie istniało. Powstało tylko w umysłach egoistycznych fantastów, a to, co prawdziwe, to tak zwane tu i teraz, to podróż po materii na swojej desce i wykorzystanie potencjału swojego umysłu. Jeżeli zaczniesz marzyć, z łatwością zgodzisz się z faktem, że gdy myślisz o przeszłości, to tak jakbyś był w przeszłości, a gdy myślisz o przyszłości, jesteś w przyszłości. Ludzkie myśli są ukierunkowane w jakimś kierunku, ale nie ważne w jakim. Raz myślimy o przyszłości, raz o przeszłości, przenosząc się z jednej drogi na drugą. Takie działanie prowadzi do zapomnienia czym jest teraźniejszość, dzień współczesny.
Gdy surfujesz na jakiejkolwiek desce, stawiasz się automatycznie w sytuacji, gdzie musisz być tu i teraz. Jeśli tego nie zrobisz, konsekwencje będą podobne do konsekwencji jazdy samochodem, wpatrując się cały czas w system nawigacji, a nie w drogę. Prowadzi to oczywiście do kolizji. Ktoś może powiedzieć, że taką analogię znajdziesz w każdej dyscyplinie sportowej.
Stanisław Lem powiedział, że „na szczyt można wejść, ale wszystkie drogi ze szczytu prowadzą w dół„. Tak się dzieje, gdy szczyt góry, który chcesz zdobyć, jest iluzją. Gdy ktoś podejmuje się jednak zdobycia szczytu góry o nazwie surfing, to osiąga wierzchołek i nigdy z niego nie schodzi. Pozostaje na szczycie góry wiecznie, nawet gdy fizycznie nie ma możliwości w danym momencie surfować, radując się i pławiąc się tym uczuciem z każdym alpinistą, który go zdobędzie.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Jeśli surfing sam w sobie jest czymś, co można poczuć, czyli jest subtelny, to czy sam sprzęt definiuje surfera? Odpowiem na to tak. Mając przed sobą zadanie matematyczne z jedną niewiadomą, jeśli podłożymy złe liczby, wyjdzie nam nieprawidłowy wynik, prawda? Tak samo jest w sprawie surfingu. Elementy równania są bardzo proste: deska plus materia równa się niepowtarzalne uczucie, zwane surfingiem.
Zanim weźmiesz więc sprzęt do ręki, zastanów się, jeździsz czy surfujesz? Moim spatrzonym okiem jeżdżą Ci, dla których jazda na desce to sport, a surfują Ci, którzy rozumieją pojęcie surfingu, niezależnie od umiejętności, wieku, czy pochodzenia. Prawdziwego surfera nie ogranicza nic, a sportowca wiele.
Tekst: Darek Odyjas